Hana Solo ani Lando nigdy specjalnie nie lubiłem. Wiedziałem, że postacie te maja swoich zagorzałych fanów, ale sama Oryginalna Trylogia nie sprawiła, abym poczuł z nimi jakąś głębszą więź. Wszystko zaczęło się zmieniać wraz z kolejnymi książkami i komiksami, a w końcu także i z filmem Solo: A Star Wars Story. Kolejnym naturalnym etapem jest Ostatni strzał - bardzo dynamiczna i przyjemna książka, ale nie pozbawiona problemów.
Nie oszukajmy się - Ahsoka była na prawdę kiepsko napisaną i przerażająco nudną książką. Być może to właśnie spowodowało, że Ostatni strzał wydawał mi się bardzo dynamiczny. Styl Daniela Jose Oldera ma w sobie nutę absurdu charakterystyczną dla trylogii Koniec i początek, i mimo że jak na powieściopisarza buduję trochę za długie zdania, to bardzo przypadł mi do gustu. Dlatego też książkę przeczytałem błyskawicznie! Jest jednak powód dla którego nie chciałbym, aby autor pozostał w naszym świecie na dłużej, ale o tym później.
Uważam, że książka w bardzo fajny sposób oddaje awanturniczą naturę Gwiezdnych wojen. Jak już wspomniałem, dużo zyskują Han i Lando, ale co ciekawe - także L3-37. Moim zdaniem to bojowniczka o prawa droidów jest największą bohaterką powieści, ale nic więcej na jej temat nie powiem.
Również pozostali bohaterowie załogi na pewno pozostaną na jakiś czas w mojej pamięci. Postacie poboczne w książkach Star Wars często są mało wyraziste, a tutaj mamy chociażby Ewoczkę, która pracuje jako hakerka dla Nowej Republiki. Czego chcieć więcej?
Jeszcze zanim płynnie przejdę do słabszych stron powieści, chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym, istotnym aspekcie, który sprawia że Ostatni strzał wybija się na tle innych książek Star Wars. Oprócz tego że jest to książka przygodowa, jej akcja ma duże znacznie dla całego uniwersum (co zazwyczaj się wyklucza), a na dodatek w żaden sposób nie jest uzupełnieniem filmów! Pojawiają się jednak znane postaci, w tle przewija się wiele ikonicznych lokacji i obcych, a także odniesienia do innych publikacji rozgrywających się w początkowych latach istnienia Nowej Republiki. Dzięki temu wiemy, że jesteśmy w świecie Gwiezdnych wojen. Myślę, że jest to dobry kierunek jeżeli chodzi o przyszłe starwarsowe historie, kiedy oczywiście wszystkie dziury w filmach zostaną już połatane.
Książka usiana jest retrospekcjami, które pozwalają na pominięcie zbędnych tłumaczeń, tylko sprawnie rzucają światło na bieżące wydarzenia. Co ciekawe, na pewno nie to (właściwie nie do końca wiem co) wpływa na to, że książka jest bardzo chaotyczna. Niby wiem, co właśnie się dzieje, wiem jakie są cele różnych bohaterów, ale dosyć często miałem problem ze zrozumieniem ciągu przyczynowo-skutkowego kolejnych wydarzeń. Tak na prawdę jest to olbrzymi problem, można powiedzieć wręcz kardynalny. Bo co nam po tym, że przygoda fajnie posuwa się do przodu, skoro nie możemy za nią nadążyć?
Jest jeszcze jedna kwestia, co ciekawe, nie spotkałem się dotychczas, aby ktoś zwrócił na to uwagę. Przez całą książkę, autor jakimiś pojedynczymi słówkami, opisami, sytuacjami powodował wrażenie, że gdyby nie wojna, to w uniwersum Gwiezdnych wojen robiono by tylko jedno. Prawie do samego końca myślałem, że może mi się tak po prostu wydaje, ale pozwolę sobie zacytować fragment z jednej z ostatnich stron książki:
Coś w rodzaju droidzkiej orgii... ale ze wszystkimi tymi astromechami i starymi droidami bojowymi z czasów wojen klonów. Wówczas moglibyście spłodzić... małe astrodroidy bojowe. To byłoby dopiero coś!
Sorry, nie. Zawsze uważałem że Star Wars powinny być otwartym i postępowym światem. ale nie przeginajmy. Te książki mają bawić, także często fanów w młodszym wieku. A ja przyznam także, że również nie chcę czytać takich rzeczy. Jeżeli Daniel Jose Older nie zostawi swoich chorych potrzeb w domu, to zwyczajnie nie życzę sobie, aby pisał kolejne książki Star Wars, nawet jeżeli dobrze potrafi oddać klimat uniwersum.
Prawda jest taka, że mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do tej książki. Niby jestem usatysfakcjonowany, ale też uważam że powieść i jej autor mają olbrzymie problemy.