RECENZJA: Klasyczne opowieści, tom 6 - Komiksy Star Wars: Kolekcja

Na szósty tom kolekcji komiksów od wydawnictwa DeAgostini składają się zeszyty, które ukazywały się w oryginale przed premierą Epizodu VI.  Choć wydawać by się mogło, że wydarzenie z Imperium kontratakuje wpłyną na historię znacząco, to jednak dalej  wszystko jest prawie o niczym, mimo że miło się to czyta. Prawie jednak robi pewną różnicę.
Komiks ma ok. 200 stron, więc czyta się go dosyć długo - kilka godzin, zwracając uwagę na to, że z powstała w latach 80. Jest dużo tekstu - momentami niepotrzebnego, ale nie jest  już aż tak idiotycznie, jak w pierwszym tomie, chociaż myśli bohaterów momentami wydają się bardzo niepotrzebne i nachalne.
A jednak, znane postaci scenariuszowo udało się odwzorować rewelacyjnie. Na uwagę zasługuje przede wszystkim fantastycznie napisany Lando. Nie zawodzi też Luke, którego umiejętności korzystania z Mocy są coraz bardziej wyraziste, i droidy, za to Lei brakuje trochę filmowego charakteru.

zdjęcie: http://skrzydlagryfa.blogspot.com


Po tych 200. stronach mam wrażenie, że obejrzałem sezon miniserialu. W komiksie opisano bardzo dużo wydarzeń - infiltracja superbroni Tarkin, Leia na prymitywnej - w porównaniu z resztą Galaktyki- planecie, Plif - o którym za chwilę, powrót do Miasta w Chmurach, i jeszcze jedna, dwuliniowa historia na zakończenie.
Z opisu na tyle okładki wynikało, że większość akcji skupi się na walce z Tarkinem, jednak misja ta zajęła tylko kilkadziesiąt pierwszych stron, czym byłem początkowo trochę zawiedziony, jednak kolejne opowieści - szczególnie dwie ostatnie - bardzo mi się podobały, więc nie mam o to żalu.

zdjęcie: http://skrzydlagryfa.blogspot.com
Jest jednak coś, co łączy te z pozoru nieznaczące historie. W większości każda z nich coś wnosi do kolejnej. Działa to trochę na tej samej zasadzie co Rebelianci - dużo przypadkowych przygód, jednak po jednej rebeliantom pozostaną nowe myśliwce, sojusznicy, czy baza, która posłuży jeszcze w czasach Nowej Republiki.


Co do absurdów, to trochę ich tu jest, jak to w starych Marvelach. Nie są może one jakoś bardzo rzucające się w oczy, może z wyjątkiem Plifa i jego współtowarzyszy. Takie słodkie stworzonka, trochę kojarzą się z Porgami. Żywią się czystą energią, a z ludźmi porozumiewają telepatycznie. Uważają się za formy inteligentne, dlatego rebelianci początkowo nie mogą założyć bazy w ich jaskini.
Trochę dziwna i zagmatwana historia , ale to akurat charakteryzuje stare komiksy.

zdjęcie: http://skrzydlagryfa.blogspot.com
Jeżeli miałbym jakoś podsumować cały szósty numer, to muszę powiedzieć, że czytało mi się go przyjemnie, ale jednocześnie - tak jak zawsze - dosyć ciężko.

Zagorzali fani mogą sobie poczytać w ramach takiej ciekawostki, reszta lepiej żeby do tej historii podchodziła z lekkim dystansem, chociaż nie jest już tak absurdalnie, jak w pierwszych tomach.


ocena: 7/10

fabuła: 7/10
postacie i dialogi: 7/10
rysunki i kolory 6/10
wydanie 10/10