George Lucas chciał, by sequele bardziej odnosiły się do bieżącej polityki

Wpływ George'a Lucasa na Epizody VII-IX wciąż pozostaje tematem wielu dyskusji. Wiemy, że pewne elementy z jego szkiców fabularnych znalazły się ostatecznie w filmach (jak Luke na wygnaniu), inne np. kryminalne imperium Maula nie zostały w kinie rozwinięte, chociaż w szerokim kanonie żyją swoim życiem. Przy tym wszystkim pomijany jest jednak inny ważny aspekt twórczości Lucasa, jakim jest wykorzystywanie przez niego mediów i popkultury do komentowania polityki. George wielokrotnie wskazywał na odniesienia, które jego filmy czyniły wobec bieżących wydarzeń na świecie, sam chętnie również dzielił się swoimi poglądami i wygląda na to, że planował robić to także w sequelach.

Upolitycznienie Gwiezdnych Wojen widoczne jest już od pierwszego filmu z cyklu – a nawet samego scenariusza, w którym szturmowcy po raz pierwszy nazywani są faszystami. Choć mało kto dziś, a nawet wtedy broniłby słusznie przegranych II Wojny Światowej, to w wypowiedziach Lucasa na temat filmu znajdziemy bardziej kontrowersyjne opinie na temat wydarzeń politycznych, które miały miejsce dużo bliżej premiery Star Wars.

Podczas konferencji oficerów na Gwieździe Śmierci Wielki Moff Tarkin wspomina, że Imperator Palpatine postanowił rozwiązać Senat. Jak twierdzi Lucas, chciał w ten sposób przedstawić byłego prezydenta Richarda Nixona, który według niego również manipulował senatem, by zdobyć dla siebie jak najwięcej władzy. Gdy Lucas zapytany został przez dziennikarza, czy Palpatine był kiedyś Jedi, reżyser odpowiedział, że Imperator był prezydentem USA i nazywał się właśnie Nixon.

Lucas mówił też o Gwiezdnych Wojnach w kontekście wojny w Wietnamie, przeciwko której protestował jeszcze jako student. Według niego cała klasyczna trylogia jest właściwie nieco bardziej baśniowym przedstawieniem tego konfliktu, a rebelianci są tymi, których dziś nazywalibyśmy terrorystami. Według Lucasa nawet Ewoki znajdowały swoje źródło w tym konflikcie: miały bowiem uosabiać buntowników z Wietkongu, którzy sprzeciwiali się amerykańskiemu imperializmowi.

Gdy rękoma George'a W. Busha władzę w USA przejęli znów Republikanie, świat był już po premierze Mrocznego widma, pierwszej części z nowej trylogii Lucasa. Sam twórca pracował już nad Atakiem klonów i Zemstą Sithów i nie zamierzał rezygnować z tego, by raz jeszcze wprowadzić sagę na polityczne tory. Przemowa, podczas której Palpatine ogłasza ustanowienie Imperium, łudząco przypomina tą wygłoszoną przez Bushaw Kongresie 20.09.2000 roku, która dała początek amerykańskiej wojnie z terroryzmem. W wywiadach Lucas porównał prezydenta do Anakina, który manipulowany jest przez Palpatine'a, a tego tym razem uosabiać miał wiceprezydent Dick Cheney. Potem Lucas przekonywał, że metafora ta naszła go już po zakończeniu prac nad filmami. Lucas, mimo nieskrywanej pogardy dla politycznych elit, w tym czasie chętnie utrzymywał kontakty z Partią Demokratyczną m.in Nancy Pelosi, wtedy kongerswoman reprezentującą jego dystrykt, a w 2012 roku został odznaczony przez prezydenta Obamę Narodowym Medalem Sztuki, najwyższym tego typu amerykańskim odznaczeniem.

Choć wiele argumentów można wystawić przeciwko trylogii sequeli, na pewno nie ma wśród nich przesadnego upolitycznienia filmów. Co prawda Ostatni Jedi krytycznie przedstawia kapitalizm wojenny i polityczny konformizm, ale jednak raczej ciężko znaleźć w tych filmach odniesienia do rzeczywistych dylematów politycznych (czego nie można powiedzieć np. o nowych serialach Marvela). Polityczne nie są raczej różowe włosy wiceadmirał Holdo, bo mimo że niektórzy w męsko-żeńskich konfliktach z filmu dopatrują się feministycznej agendy, to nie ma na nią w Gwiezdnych Wojnach miejsca z oczywistego powodu – ruchy kobiece nie są w odległej galaktyce potrzebne, bo po prostu jej kultura nigdy w swoim okresie nie zakładała nierówności płciowych.

Inną, dużo bardziej polityczną wizję na sequele miał jednak twórca Sagi, czego dowiadujemy się z jego wypowiedzi zawartych w niedawno wydanej publikacji The Star Wars Archives. 1999-2005. Jak się okazuje, jest to kontynuacja myśli rozpoczętej w prequelach, bowiem odnosi się właśnie do pokłosia bliskowschodniego konfliktu, który ukształtował Zemstę Sithów.

Filmy opowiadają o tym jak Leia  bo kto inny  próbuje zbudować Republikę. Cały czas istnieje aparatura dawnej Republiki, ale kontrolę nad nią mają gangsterzy, więc trzeba im ją odebrać. To była oś historii. Zaczyna się kilka lat po Powrocie Jedi i szybko dowiadujemy się o istnieniu półświatka, byłych szturmowców, którzy kontrolują podporządkowują sobie całe planety, podczas gdy Luke próbuje odbudować Zakon Jedi.

Okej, toczyliście wojnę, zabiliście kogo się dało, ale co zrobicie teraz? Odbudowa jest dużo  trudniejsza niż wszczynanie buntu czy walczenie na wojnie. Gdy wygrywacie wojnę i rozbijacie armię przeciwnika, co robią jej żołnierze? Szturmowcy mieli być jak członkowie Ba'athist Saddama Husseina, którzy dołączyli do ISIS i walczyli dalej. Szturmowcy nie chcą się poddać po zwycięstwie Republiki.

    Sam Lucas nazywał siebie radykalnym liberałem (w sensie amerykańskim, kulturowym) i demokratą, ale nie kapitalistą. Wykorzystywał swoje wpływy w Hollywood, by promować twórców należących do grup mniejszościowych, bo jak twierdził, Ameryka wciąż ma problem z systemową dyskryminacją. Reżyser połowę wielomiliardowego majątku, który przyniosły mu Gwiezdne Wojny, oddał na cele charytatywne – wspieranie rozwoju edukacji i Fundację George'a Lucasa na Rzecz Różnorodności, za resztę były filmowiec buduje obecnie w Los Angeles muzeum sztuki narracyjnej.

Literatura:

Brian Jay Jones, George Lucas – Gwiezdne wojny i reszta życia

Chris Taylor, Gwiezdne Wojny – jak podbiły wszechświat

Paul Duncan, The Star Wars Archives. 1999-2005

Christopher Klein, The Real World History That Inspired Star Wars


Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!