Producentka, wojowniczka, prezeska. Dlaczego warto myśleć dobrze o Kathleen Kennedy?

Nie tylko jako fan Star Wars – ale także osoba w jakiś sposób związana z polityką – nie mam w zwyczaju uśmiechać się do świata biznesu, wręcz przeciwnie. Nie chcę więc wystawiać laurki amerykańskiemu korporacjonizmowi. Kathleen Kennedy, o której dobrze piszę od wielu lat, atakowana jest jednak nie za swój status społeczny, a z to, co sobą reprezentuje na tle innych biznesosób. Ataki te polegają przede wszystkim na masowym rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji na temat prezeski Lucasfilmu (słynny Mike Zeroh publikuje na jej temat kilka nagrań dziennie), a wszystko usadowione jest w prostackim antyfeminizmie. Wiele osób, które nie są zainteresowane jakoś bardzo postacią Kennedy, styka się więc na co dzień wyłącznie z głośniejszym głosem ludzi jej niechętnych. Warto jednak pamiętać, że Kathleen Kennedy jest w Hollywood i świecie kultury osobą powszechnie szanowną, wręcz ikoną. Nic w tym dziwnego, całe jej życie polega na ciągłym przełamywaniu barier, a gdyby nie ona, zupełnie inaczej wyglądał by dzisiaj świat filmu.


Wybitna producentka 

Pierwsze kroki w świecie kina Kathleen Kennedy stawiała jako asystentka Stevena Spielberga. Reżyser wspomina ją jako osobę zupełnie nienadającą się do wykonywania obowiązków przybocznego, jak jednak mówi, wynikało to z tego, że Kennedy zawsze naturalnie wchodziła w rolę liderki. Przerywała wpół zdania znanym filmowcom, nie bojąc się wskazywać rozwiązań, które według niej wydawały się lepsze. Ta asertywność i bezkompromisowość była źródłem szacunku, którym darzył ją Spielberg, który postanowił ją wypromować i ze swojej sekretarki awansować na wspomagającą producentkę. Warto zaznaczyć, że w latach 80. Hollywood było środowiskiem dużo bardziej zmaskulinizowanym niż dziś, a Kennedy operując w świecie biznesu musiała stawać na przeciw konkurentów z systemowym asem w rękawie.

Nie uniemożliwiło to jednak Kennedy odnosić sporych sukcesów  – współpracując zarówno ze Spielbergiem, jak George'em Lucasem odpowiadała za takie hity jak filmy z Indianą Jonesem czy E.T.. Po dołączeniu do czołówki amerykańskich producentów, Kennedy wyprodukowała następnie Powrót do przyszłości, a potem wraz ze swoim mężem, Frankiem Marshallem, założyła własną firmę filmową. Brała udział przy produkcji Parku Jurajskiego, Listy Schindlera i innych, często dalej pracując ze  Spielbergiem.

W 2018 wraz z mężem otrzymała Nagrodę Irvinga G. Thalberga, honorowego Oscara za całokształt twórczości. 

Ze względu na jej olbrzymie doświadczenie, jak i osobistą, wieloletnią przyjaźń, George Lucas w czerwcu 2012 roku zaproponował jest stanowisko współprezeski Lucasfilmu, a po przejściu Lucasa na emeryturę, stanęła na czele jego studia. Nowy właściciel, Disney, kilkukrotnie przedłużał umowę, podobnie jak Lucas zadowolony ze współpracy z Kennedy.

Mecenska sztuki

Różnie można oceniać decyzje o nienadaniu określonego kierunku sequelom przed rozpoczęciem produkcji, ale jedno trzeba przyznać Kathleen Kennedy  – jej sposób myślenia o filmie zakładał nie tylko produkcję kasowych filmów, ale także filmów z nutą charakteru, wizją. Gdy trzeba było, Kennedy bez wahania pozbywała się przesadnie niezależnych reżyserów, ale mimo że nie wszystkie szalone pomysły akceptowała, nigdy nie narzucała filmowcom kierunku, w którym powinni podążać. Gdy konkurencyjne i zaprzyjaźnione studia, takie jak Marvel Studios, filmy reżyserom dawały zaledwie do realizacji, Kennedy pozwalała nieskażonym, młodym twórcom, których promowała, wychylać się poza ograniczenia biznesu, kombinować w kreatywny sposób. Dotyczy to nie tylko filmów, spośród których najbardziej oczywistym przykładem będzie Ostatni Jedi, ale także na przykład książek. Kennedy nigdy nie przyszła do działu wydawniczego z samym projektem Wielkiej Republiki, ale nieraz namawiała autorów i redaktorów do porzucenia wszelkich wewnętrznych ograniczeń, a gdy wyszli z inicjatywą utworzenia nowej ery Gwiezdnych Wojen, nadzorowała jej rozwój, pilnując spójności z wizją Lucasa, szczególnie z chronologicznie bliskimi prequelami. 

Kennedy nie tylko więc umie osiągać sukcesy finansowe, ale także promuje i wspiera kreatywność, której tak bardzo brakuje we współczesnej kulturze masowej. O konkretnych projektach, które nadzorowała, można mieć różne zdanie, ale warto docenić próbę rozszerzania granic jej własnego i naszego rozumienia Gwiezdnych wojen.

Kobieta wartości

Za nic jednak Kennedy nie jest tak krytykowana przez rozwścieczony internet, jak za wartości, które promują produkowane przez nią filmy, moim zdaniem bardzo słuszne i piękne wartości. Nie ma czegoś takiego jak apolityczna sztuka, z czego sprawę zdawał sobie sam George Lucas. Kennedy nie namawia w filmach na głosowanie na konkretną partię, ale kontynuuje misję Lucasa, polegającą na przekazywaniu uniwersalnych i inspirujących treści widzom. Filmy, które wyprodukowała, pełne są silnych kobiet i przedstawicieli różnych ras: dotychczas spychanych na margines przez Hollywood. Dzięki Gwiezdnym wojnom małe dziewczynki i w ogóle dzieci mogą lokować wyżej swoje marzenia i oceniać siebie na równi ze swoimi społecznie wciąż uprzywilejowanymi rówieśnikami. Mimo braku rzeczywistej reprezentacji na ekranie, Lucasfilm Kennedy wspiera także osoby LGBT. Reprezentacja stała się czymś naturalnym w książkach i komiksach, miejmy nadzieję, że to tylko początek legitymizacji mniejszości, która kontynuowana pewnie będzie w przyszłości także na ekranie.


W nowych Gwiezdnych wojnach znaleźć można także przekaz proekologiczny, antywojenny i antyfaszystowski. To dla sagi nic nowego: to jej wartości, na których opiera się od dziesięcioleci. Jeżeli komuś jest rzeczywiście z nimi nie po drodze, powinien poważnie się nad sobą zastanowić.

Krytyka Kathleen Kennedy oczywiście jest czymś naturalnie akceptowalnym, jednak większość z nas nie ma tak naprawdę pojęcia, czym zajmuje się producent filmowy. Rolą Kennedy nie jest planowanie samych opowieści: ona sprawia, że trafiają do nas produkcje możliwie dobrze zrealizowane. Gdyby nie Kennedy, nie udałoby się na przykład skończyć na czas efektów specjalnych do pierwszego sezonu The Mandalorian. Gdy Jon Favreau zmagał się ze skalą produkcji, Kennedy na ostanią chwilę interweniowała, przetrzepując swoje kontakty i znajdując mniejszych, acz równie utalentowanych specjalistów, którzy pomogli przenieść opowieść o Grogu i Dinie na ekran. 

Kto wie, jak wyglądałby dziś Gwiezdne Wojny, gdyby nie Kathleen Kennedy. Niektóre jej decyzje wydawać się mogły kontrowersyjne, ale być może to one ocaliły świat Star Wars przed pokryciem się kurzem, jak wiele uniwersów, które podobnie jak odległą galaktykę próbowano w ostatnich latach wskrzeszać, w większości przypadków jednak dużo mniej skutecznie,.


Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!