„Ścieżka przeznaczenia” dla komiksów Star Wars

Pomijana, niedoceniana, lekceważona – takimi określeniami można opisać stosunek zarówno czytelników, jak i wydawnictwa, i autorów do ukazującej się przez wiele lat serii komiksowej Star Wars). Mimo dobrze przyjętego początku, Skywalker atakuje, który po czterdziestu latach od premiery filmu dał radę odtworzyć klimat klasycznych Gwiezdnych wojen, kolejne zeszyty serii schodziły na naprawdę dziwne tory i mimo parokrotnych prób ponownego rozbudzenia zainteresowania cyklem poprzez zmianę zespołu kreatywnego, pozostawał on wciąż takim niechcianym dzieckiem w domu Marvela i Lucasfilm Publishing.

Wielki reset komiksowy, który wydarzył się wraz z początkiem 2020 roku (u nas w kwietniu '21), jest nową szansą dla przygód Luke'a, Lei, Chewbacki i droidów  teraz już bez Hana  pomiędzy filmami. Ścieżka przeznaczenia jako nowe otwarcie, bez zaskoczenia, sprawdza się bardzo dobrze. Nic dziwnego, wydawca przeciw obawom odbiorców wystawił przecież samego Charlesa Soule'a, jednego z najwyżej ocenianych przez fanów scenarzystów komiksowych; a jemu tym razem towarzyszy  dotychczas z odległą galaktyką niezwiązany rysownik Jesus Saiz. Nie ma więc ani brzydkich, przeklejanych z filmowych kadrów twarzy, a sama opowieść – spokojna, nie tak banalna, faktycznie przyjemna – wyrzuca za pokład świadomości czytelnika wspominania o wampirach i mówiących górach z poprzedniego cyklu. Star Wars wraz z nową numeracją po prostu lekko sobie płynie, nie gwarantując co prawda żadnych odświeżających przeżyć, ale jednocześnie nie ryzykująca rozbicia o skały.

Ścieżka przeznaczenia jest naturalną kontynuacją wątków z Imperium kontratakuje. Nie ma jeszcze Ewoków i Gwiazdy Śmierci, ale Lando i Chewbacca rozpoczynają poszukiwania Boby Fetta, Luke mierzy się z dziedzictwem własnego ojca, Rebelia ucieka, na buntowników poluje Vader, a wszystko doprawione zostało pierwszymi uśmiechami w stronę czekających na Wielką Republikę. Dodatkowo Soule przypomina nam kilku bohaterów z wcześniej wydanych komiksów – m.in. Verlę ze swojego Dartha Vadera, czy Kesa Damerona i Sharę Bay z Rozbitego Imperium. Autor zadbał też o to, by na prostej drodze między V i VI epizodem umieścić trochę różnego rodzaju przeszkód, które pozwolą na wydłużenie serii do cyklu pewnie kilkudziesięciu zeszytów. Z racji tego, że do wydarzeń z kolejnego filmu dzieli nas jeszcze rok, pojawiają się też pewne eksperymenty narracyjne np. Luke używający złotego miecza, czy Leia, która podobnie jak Han, zamrożona zostaje w karbonicie. 

W Ścieżce przeznaczenia zaprezentowana została też nowa antagonistka – komandor Zhara, protegowana Tarkina, teraz na usługach Vadera. Więcej o niej dowiadujemy się z kolejnego tomu, który w Polsce ukaże się jesienią. Zahra to typowa młoda, ambitna, nabuzowana i do szczytu zła psychopatka w mundurze, motyw w komiksach już mocno ograny, zresztą też przez samego Soule'a. Można było pokusić się o coś bardziej oryginalnego. W końcu jak mawiają niektórzy: bohater jest tak ciekawy, jak ciekawie przedstawiony jest jego przeciwnik.

Chcąc powiedzieć coś więcej, trzeba byłoby się niepotrzebnie powtarzać – w końcu mówimy o zaledwie stu-paru stronach komiksu. Ścieżka przeznaczenia do dopiero początek, ale początek dobry i wyrazisty, nieprzekreślający zainteresowania tym, co nastąpi po nim. To dokładnie taki komiks, jaki spodziewałem dostać się od Charlesa Soule'a. Mam nadzieję, że ten poziom dalej zostanie utrzymany.

Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!