Alphabet Squadron to WSPANIAŁA książka

    Z powieściami Star Wars mam ten paskudny problem, że zanim skończę czytać jedną, wychodzi kolejna, a tamtą zostawiam do czasu, aż nie pojawi się jej kontynuacja. Nie oznacza to jednak, że Alphabet Squadron to kiepska książka. Nie, wręcz przeciwnie, to jedna z najlepszych książek Star Wars w ogóle. Mimo że mam pewne uwagi, tak jak miałem do poprzednich tytułów Alexandra Freeda, to jestem zaintrygowany kierunkiem, który obrała jego nowa trylogia.


    Chociaż nie lubię tego robić, to wydaje mi się, że akurat w przypadku tej książki zapoznanie z krótkim kontekstem fabularnym jest konieczne. Sam tytuł tak bardzo nic nie mówi... 
    Alphabet Squadron rozgrywa się w miesiącach następujących bo bitwie o Endor i zniknięciu Imperatora Palpatine'a. Imperium jest w odwrocie, ale niektóre jednostki - jak oddział myśliwców Shadow Wing - nie poddają się i biorą udział w przerażającej Operacji Popiół. W książce śledzimy losy kilku pilotów, którzy mieli osobiste doświadczenia z tymi elitarnymi eskadrami TIEów i którzy z błogosławieństwem oficera bezpieczeństwa Caerna Adana i generał Hery Syndulli łączą siły, aby zatrzymać szaleńczą szarżę wroga, podnoszącego się po klęsce.

    W samej książce tak naprawdę dzieje się bardzo niewiele. Nasi piloci wyruszają od czasu do czasu na misje, ale nie można narzekać na nadmiar akcji. To nie powieść przygodowa. Alphabet Squadron zrobiło na mnie jednak piorunujące wrażenie dzięki swoim bohaterom. Popkultura przyzwyczaiła nas, że postacie, kiedy są częścią grupy, zbudowane są na jednej charakterystycznej cesze. Tak było na przykład z Bad Batch w Wojnach Klonów, gdzie mieliśmy głupiego osiłka, inteligentnego dziwaka, cichego skrytobójce itd. Eskadra Alfabet za to składa się z postaci, które ciężko nazwać stereotypowymi. Dowódcą eskadry jest Yrica Quell, która przez lata sama była pilotką myśliwca TIE. Walczy teraz po stornie Republiki, ale nie do końca wiadomo dlaczego. Prawdopodobnie sama tego nie wie. Lata X-Wingiem. Nath Tensent, Wyl Lark i Chass na Chadic to jedyni ocalali po atakach Shadow Wing na ich eskadry - Y-Wingów, A-Wingów i B-Wingów - w takiej kolejności. 
    W Eskadrze Alfabet Natha trzymają chęć zemsty i obietnica zysków, ale z czasem dowiadujemy się, że także przyjaźń, którą darzy Wyla. Nath wydaje się nawet towarzyski, ale maski złudzeń szybko opadają, bo to tak naprawdę bezwzględny wojownik, gotowy na wszystko, by osiągnąć swój cel. 
    Wyl jest najmłodszym pilotem w oddziale. Pochodzi z prowincjonalnego świata, na który chciałby jak najszybciej wrócić. W Sojuszu Rebeliantów walczył tylko po to, aby powstrzymać Imperium przed dalszym eksploatowaniem jego rodzinnej planety. Trochę idealista, może nawet romantyk, na pewno z dobrym sercem, co odróżnia go od Chass, jego przyjaciółki, która przez całą książkę wypomina mu, że nie pozwolił jej zginąć, odbierając jej prawo do podejmowania decyzji o swoim losie. Podczas finałowej bitwy niby słucha rozrywkowej muzyki, a tak naprawdę przepełniona jest furią i żądzą zniszczenia, a także brakiem poczucia sensu dalszej walki. Ciekawa postać. W eskadrze jest też Kairos, która lata U-Wingiem. To tajemnicza, zamaskowana osobowość, o której na razie niewiele się dowiadujemy. 
    Wszyscy bohaterowie to 'ludzie' w jakiś sposób doświadczeni przez dobiegający końca konflikt. Eskadra Alfabet to nie Luke, Han i Leia to kolejnej przygodzie. To żołnierze, którzy toczą bitwy, w które sami nie wierzą. Bo jak można wierzyć w coś takiego jak Operacja Popiół, polegającą na technice wypalaniu ziemi, a właściwie niszczenia za sobą planet przez Imperium. Uczestniczyła w niej Yrica i jej towarzysze z Shadow Wing, dla których jest to równie niezrozumiałe, jak dla pilotów rebelianckich - albo jak mówi porucznik Nuress, weteranka z czasów Wojen Klonów - separatystycznych.


    Polubiłem głównych bohaterów i jestem ciekawy ich dalszych losów, dlatego uważam, że Alphabet Squadron całkiem dobrze udało się jako otwarcie trylogii. Niestety dalej nie przekonuje mnie nienaturalnie posępny styl Freeda, który nie jest już jednak tak nachalny jak w Kompani Zmierzch. Bohaterowie dalej przegryzają sobie języki i mają ochotę wymiotować po przesadzeniu z alkoholem własnej roboty, ale ginie to na tle dużo bardziej charakterystycznych jasnych punktów lektury. Trzeba też otwarcie powiedzieć, że momentami książka trochę się dłuży. Jestem wciąż pod wrażeniem bogatego słownictwa autora, ale moim zdaniem powieść można było trochę skrócić, bo jak już wspominałem, niewiele się dzieje, co samo w sobie nie jest wadą, ale mimo wszystko wolałbym, żeby książka była jednak trochę bardziej dynamiczna.

    Shadow Fall wychodzi za kilka dni i muszę powiedzieć, że mam co do tej książki całkiem dobre przeczucia. Rolę głównego przeciwnika powinien teraz przejąć major Soran Keize, swoją drogą też bardzo fajna postać już w Alphabet Squadron. Nie mam pojęcia dokąd zmierza historia, która coraz bardziej oddala się od głównej fabuły filmowej, ale jestem przekonany, że po solidnym otwarciu, pozostanie intrygująca także przez kolejne dwa tomy.

Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!