Dlaczego The Rise of Skywalker jako zakończenie sagi akurat działa?

Nie będę ukrywał, Epizodem IX zawiodłem się mocno. Mimo że znałem historię dużo wcześniej, to nie ona mi przeszkadzała. Chyba po prostu oczekiwania miałem zbyt duże i  przeceniłem możliwości reżyserskie i scenopisarskie J.J. Abramsa. Nie zgodzę się jednak z opinią, że The Rise of Skywalker to nieporozumienie jako zakończenie sagi. Wręcz przeciwnie - film bardzo dobrze, według mnie, odnajduje się w swojej najważniejszej roli.


Przede wszystkim trzeba przypomnieć, że sagę Star Wars zbudowano wokół Skywalkerów - najpierw Luke'a i Lei, później ich ojca Anakin, by teraz kontynuować historię wraz z losami Bena (Kylo Rena), a także Rey, dzięki której określenie Skywalker uległo re-definicji. Sagą nazywamy opowieść o wielkich rodach. Ta nasza swój początek ma w Anakinie, chłopcu poczętym przez Moc. Logiczne jest więc, że dobiega ona końca, gdy umierają ostatni nosiciele krwi Skywalkerów - Ben Solo i Leia Organa. A Rey? Rey jest Skywalkerem, ale w innym tego słowa znaczeniu. To już nie tyle nazwisko rodowe, co tytuł noszony przez Wybrańców. Anakin Skywalker nie był jedynym Wybrańcem, o którym mówiła przepowiednia Jedi. Wybrańcem z założenia jest każdy, kto przywraca Równowagę Mocy, a ta, jak wielokrotnie zaznaczali twórcy sagi, nie jest nigdy ostateczna Wybrańcem był Anakin Skywalker, dzięki któremu po bitwie o Endor mogły istnieć zarówno dobro (Nowa Republika, Ruch Oporu), jak i Ciemna Strona, ukrywająca się w Nieznanych Regionach (Najwyższy Porządek, Sith Eternal). Gdyby Palpatine zginął z jego rąk na drugiej Gwieździe Śmierci, Równowaga byłaby zachwiana. Dlatego saga musiała trwać, a Imperator żyć, aż do czasu sequeli. Wtedy powstaje nowy wybraniec, nowy Skywalker.

Trzeba też spojrzeć na sagę z perspektywy jej głównych antagonistów - Sithów - tytułowego Mrocznego widma w Epizodzie I. To widmo, zagrożenie, nie może przecież ograniczać się do dwóch osób. Mistrz i uczeń, użytkownicy Mocy, skądś mają olbrzymie wpływy, dostęp do najnowszej technologii (np. infiltrator Maula). Mimo że Lordowie ujawniają się już w Epizodzie III, to całe ukryte zło, mroczne widmo, the phantom menace (dosłownie "widmowe zagrożenie"), pozostaje schowane na Exegolu. Epizod IX jest momentem, w którym wreszcie ujawnia się galaktyce.

Sama galaktyka także najbardziej kluczowy moment przeżywa w The Rise of Skywalker. Epizod VI pokazał zwycięstwo Rebelii na Imperium, ale był to wbrew pozorom sukces innej natury, niż to co widzimy później nad Exegolem, Bespinem czy Jakku. Imperium Vadera i Palpatine'a pokonała grupa bohaterów. Lud staje do walki dopiero w Epizodzie IX, gdy Sheev już nie tylko żąda pełnej kontroli nad każdym i wszystkim, ale przygotowuje się do ostatecznej anihilacji wszechświata. Z ogólnej perspektywy głównym momentem kulminacyjnym nie jest więc Endor, ale właśnie przybycie floty Lando na pomoc Ruchowi Oporu.


Jednym z olbrzymich problemów Skywalker. Odrodzenie jest to, że mimo dobrych założeń, nie umie w sprawny sposób przekazać ich mniej spostrzegawczym widzom. Jeżeli nie poświęciliście dodatkowego czasu, by zastanowić się na treścią filmu, jego znaczenie rzeczywiście mogło wam umknąć. Być może wina nie leży tylko po stronie Lucasfilmu, ale jeżeli dla jego zarządu ważny jest odbiór serii przez widzów, musi na przyszłość pamiętać, że społeczność fanów składa się z bardzo wielu różnych osób. Z czasem Epizod IX prawdopodobnie poddany zostanie głębszym analizom, a trylogię sequeli doceni większa część fanów. Szkoda tylko, że nie wyciągnięto wniosków z okresu prequeli i nie zadbano o to, by tym razem lepiej przełożyć na ekran historię, która w założeniach jest tak na prawdę dosyć dobra.

Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!