Carrie Fisher, wcielająca się w sadze w postać księżniczki Lei, obchodziłaby dziś swoje sześćdziesiąte trzecie urodziny. Była w Gwiezdnych wojnach od samego początku - 1977 roku, a dzięki zaciętości reżysera jej występ zobaczymy także w Epizodzie IX w grudniu.
Księżniczka Leia to dla wielu fanów zarówno jedna z ikon dzieciństwa, ale także postać będąca inspiracją i symbolem: siły, zaradności, bezpośredniości czy wyrozumiałości. Unikalna osobowość postaci i wcielającej się w nią aktorki złożyły się na bohaterkę, będącą ważnym elementem wielu kluczowych i pięknych scen z sagi.
W Nowej nadziei Leię widzimy po raz pierwszy na samym początku filmu, jednak większość pierwszego aktu skupia się na pozostałych bohaterach, a do niej wracamy dopiero podczas ucieczki z Gwiazdy Śmierci. Tam po raz pierwszy daje się poznać jej przekora i zadziorność, która nie wynika jednak z arogancji, tylko jest efektem poczucia odpowiedzialności, które ciąży na księżniczce od najmłodszych lat. Najpierw za Alderaan, kiedy reprezentowała go w senacie, potem za rebelię i plany stacji bojowej dostarczone przez szpiegów, a teraz za dwóch chłopaków i Wookiego, którzy przybyli, aby ją uratować, jednak ich plan okazuje się być daleki od ideału. Księżniczka sama bierze blaster w dłonie i rozdziera kratę, zabezpieczającą szyb wentylacyjny, a następnie jest zmuszona zagnać pozostałych do składu śmieci, dzięki czemu ocaliła im życie.
Po bitwie o Yavin i zniszczeniu Gwiazdy Śmierci, Leia wraz z Lukiem i Hanem biorą udział w wielu misjach, aby weprzeć w tym trudnym okresie rebelię, jednak ich wysiłki okazują się niewystarczające, kiedy Imperium wypędza buntowników z bazy na Hoth. Sokołem Millenium załoga udaje się do Miasta w Chmurach, ale tam czeka ją zdrada ze strony dawnego przyjaciela - Landa.. Han ma zostać zamrożony w karbonicie, lecz zanim się to wydarzy, Leia wyrywa się szturmowcom, by wreszcie powiedzieć Hanowi słynne "Kocham cię" i usłyszeć pamiętne, krótkie "Wiem". Tak dobiega końca seria niepotrzebnych sprzeczek na Sokole i zaczyna się historia, której efektem w przyszłości będą narodziny Bena Solo. Han zostaje zabrany do Pałacu Jabby, jednak jak tylko pozostałym bohaterom udaje się uciec z Bespina, Leia rozpoczyna wdrażanie planu, który ma na celu uratować jej ukochanego.
Han zostaje ocalony i wtedy załoga w komplecie udaje się na lesisty księżyc Endora, aby uniemożliwić Imperatorowi skonstruowanie kolejnej Gwiazdy Śmierci. Han nie jest pewny, czy Leia aby rzeczywiście go kocha, gdy w mglistym świetlne dżunglowej nocy ta spędza dużo czasu z Lukiem. Sprawa ta jest jednak dużo bardziej skompilowana, gdyż okazuje się, że Skywalker... jest jej bratem! Leia jest bardzo poruszona tym faktem i martwi się o Luke'a. Sugeruje mu, aby nie walczył z Imperatorem, uciekł najdalej jak tylko może i schował się tak, aby Vader i Imperium nigdy go nie znaleźli. Dlaczego zawsze zdroworozsądkowa Leia nagle wolałaby, aby Skywalker zrezygnował, kiedy liczy się przyszłość całej galaktyki? Postać Lei zawsze definiowana była przez stratę: swoich prawdziwych rodziców nigdy nie poznała, widziała jak Tarkin niszczy rodzinnego Alderaana, a teraz Imperator ma nadzieje przeciągnąć Luke'a - jej brata - na Ciemną Stronę, i dlatego właśnie nie chce, aby ten próbował w ogóle się z nim konfrontować.
Trzydzieści lat później, kiedy Imperium powinno już dawno leżeć na kosmicznym śmietnisku, chociaż senat nie robi nic w celu samoobrony, to Leia wciąż walczy. Gdy z Bazy Starkiller wraca Sokół, a wszyscy skupieni są na próbie utrzymania Finna przy życiu, czy przygotowaniach do ewakuacji, na płycie lądowiska rozgrywa się wzruszająca scena. Leia tuli zagubioną Rey. Sama przed chwilą straciła męża, w dodatku mordercą był ich syn, ale rozumie też, jak ważne w trudnych chwilach jest wsparcie, kiedy jak Rey nie ma się nikogo. Generał Organa przez dziesięciolecia pracowała z rebeliantami, często ofiarami i wyrzutkami. Rey kilkadziesiąt godzin wcześniej w ogóle nie wiedziała o wielkim galaktycznym konflikcie, a teraz znalazła się w jego samym środku, w dodatku z siłą, której w ogóle nie rozumie. Jest to może kontrowersyjny wybór, ale to moja ulubiona scena z udziałem Carrie. Prosta, ale pełna emocji i wrażliwości, która zawsze była charakterystyczną cechą Lei, choć często skrywała się pod płaszczykiem niewybrednych docinek.
Bardzo wzruszająca jest też słynna scena z Ostatniego Jedi. Oczywiście nie chodzi o Carrie Poppins, a ponowne - ostatnie - spotkanie brata i siostry. Chociaż Luke'a tak naprawdę nie ma na Crait, to te kilka minut spełnia swoją rolę perfekcyjnie. Tak wiele wydarzyło się od Endora, tak wiele oboje stracili, a jednak wciąż są rodzeństwem, wciąż walczą. Gdyby takiej sceny zabrakło w Gwiezdnych Wojnach, które powracały po latach, fani z pewnością byliby bardzo zawiedzeni.
Gdy Carrie Fisher zmarła w grudniu 2016 większość z nas była pewna, że jej ostateczny występ zobaczymy w Epizodzie VIII, i przez dłuży czas naprawdę wszystko na to wskazywało, jednak w pewnym momencie reżysera Colina Trevorrowa, zastąpił powracający po Przebudzeniu Mocy J.J. Abrams, a wraz z nim wróciła księżniczka Leia.
Abrams słynie z tego, że nagrywa dziennie nawet dziewięć godzin materiału, a zawarte są w nim zarówno sceny z różnych perspektyw, alternatywne wydarzenia, improwizacje czy duble, więc siłą rzeczy udało mu się uchwycić więcej Carrie, niż konieczne było do Epizodu VII. Wycięcie z kadru czy cyfrowe zmiany ubrań to nie tylko nietrudne zabiegi, ale korzysta się z nich także w całkowicie codziennych sytuacjach, jak np. drobne zmiany w scenariuszu, więc rola Carrie w The Rise of Skywalker nie będzie wcale nienaturalna. Jestem pewny, że w niektórych sytuacjach trzeba było stanąć na głowie, jednak udało się spełnić jedne z pierwotnych założeń trylogii: każdemu z aktorów z wielkiej trójki przypada jedno pierwsze miejsce wśród obsady na plakacie. Przy Przebudzeniu Mocy jest to oczywiście Harrison Ford, tytułowego Ostatniego Jedi gra Mark Hamill, a na plakacie Epizodu IX mogła pojawić się Carrie Fisher, ten jeden, ostatni raz.
Trzydzieści lat później, kiedy Imperium powinno już dawno leżeć na kosmicznym śmietnisku, chociaż senat nie robi nic w celu samoobrony, to Leia wciąż walczy. Gdy z Bazy Starkiller wraca Sokół, a wszyscy skupieni są na próbie utrzymania Finna przy życiu, czy przygotowaniach do ewakuacji, na płycie lądowiska rozgrywa się wzruszająca scena. Leia tuli zagubioną Rey. Sama przed chwilą straciła męża, w dodatku mordercą był ich syn, ale rozumie też, jak ważne w trudnych chwilach jest wsparcie, kiedy jak Rey nie ma się nikogo. Generał Organa przez dziesięciolecia pracowała z rebeliantami, często ofiarami i wyrzutkami. Rey kilkadziesiąt godzin wcześniej w ogóle nie wiedziała o wielkim galaktycznym konflikcie, a teraz znalazła się w jego samym środku, w dodatku z siłą, której w ogóle nie rozumie. Jest to może kontrowersyjny wybór, ale to moja ulubiona scena z udziałem Carrie. Prosta, ale pełna emocji i wrażliwości, która zawsze była charakterystyczną cechą Lei, choć często skrywała się pod płaszczykiem niewybrednych docinek.
Bardzo wzruszająca jest też słynna scena z Ostatniego Jedi. Oczywiście nie chodzi o Carrie Poppins, a ponowne - ostatnie - spotkanie brata i siostry. Chociaż Luke'a tak naprawdę nie ma na Crait, to te kilka minut spełnia swoją rolę perfekcyjnie. Tak wiele wydarzyło się od Endora, tak wiele oboje stracili, a jednak wciąż są rodzeństwem, wciąż walczą. Gdyby takiej sceny zabrakło w Gwiezdnych Wojnach, które powracały po latach, fani z pewnością byliby bardzo zawiedzeni.
Gdy Carrie Fisher zmarła w grudniu 2016 większość z nas była pewna, że jej ostateczny występ zobaczymy w Epizodzie VIII, i przez dłuży czas naprawdę wszystko na to wskazywało, jednak w pewnym momencie reżysera Colina Trevorrowa, zastąpił powracający po Przebudzeniu Mocy J.J. Abrams, a wraz z nim wróciła księżniczka Leia.
Abrams słynie z tego, że nagrywa dziennie nawet dziewięć godzin materiału, a zawarte są w nim zarówno sceny z różnych perspektyw, alternatywne wydarzenia, improwizacje czy duble, więc siłą rzeczy udało mu się uchwycić więcej Carrie, niż konieczne było do Epizodu VII. Wycięcie z kadru czy cyfrowe zmiany ubrań to nie tylko nietrudne zabiegi, ale korzysta się z nich także w całkowicie codziennych sytuacjach, jak np. drobne zmiany w scenariuszu, więc rola Carrie w The Rise of Skywalker nie będzie wcale nienaturalna. Jestem pewny, że w niektórych sytuacjach trzeba było stanąć na głowie, jednak udało się spełnić jedne z pierwotnych założeń trylogii: każdemu z aktorów z wielkiej trójki przypada jedno pierwsze miejsce wśród obsady na plakacie. Przy Przebudzeniu Mocy jest to oczywiście Harrison Ford, tytułowego Ostatniego Jedi gra Mark Hamill, a na plakacie Epizodu IX mogła pojawić się Carrie Fisher, ten jeden, ostatni raz.