O Zemście Sithów

Dla każdego, w którego świadomości Gwiezdne wojny od początku były już serią sześciu filmów, Zemsta Sithów przez jakiś czas była ulubioną częścią. Nie założę się, ale z tego co zauważyłem, w wielu przypadkach rzeczywiście tak było. Nic dziwnego: film jest bardzo efektowny i klimatyczny, co Lucasowi wyszło bardzo dobrze, nawet jeżeli pewnie po części przypadkowo. 


Pierwsze recenzje Epizodu III nie były raczej przesadnie chłodne, jednak co ciekawe ich autorzy zwracali często uwagę na prędkość filmu. Przecież w dwie godziny połączyć trzeba było wydarzenia z Ataku klonów i Nową nadzieję. W żadnym innym epizodzie nie mamy więc tylu nawiązań do innych filmów, co w Zemście Sithów. Znajdziemy w nim bardzo wiele odniesień zarówno do pozostałych prequeli (np. Dooku na początku, Naboo na końcu) jak i Oryginalnej Trylogii (chociażby Chewbacca, Tantive II(IV) czy Gwiazda Śmierci i Tarkin). Stylistycznie dwie trylogie również dzieliła spora przepaść, jednak zespół projektów spisał się znakomicie. Klony różnego typu coraz bardziej przypominają swoich następców, a w myśliwcach Jedi wykorzystano kokpit klasycznych TIEów. Na niesamowity klimat filmu wpływają też oczywiście muzyka (John Williams genialny jak zawsze), ale też i nastrój polityczny świata wykreowanego przez reżysera. W powietrzu wisi atmosfera zbliżającego się upadku demokracji, bohaterowie przedstawieni zostali jako niepewni, zaniepokojeni, wręcz przestraszeni. 

Scenariusz nie zawsze daje radę, ale to u Lucasa nic nowego. Jeżeli szybko przelecimy sobie przez spis scen to łatwo zauważymy, że na jedną ciekawą, istotną czy klimatyczną przypada rozmowa na balkonie, dziwne sny Anakina i pogadanki w świątyni Jedi. 


Również pod względem efektów specjalnych nie jest idealnie. Tak jak Mroczne widmo starzeje się w miarę godnie, Zemsta Sithów ma elementy do dziś wyglądające oszałamiająco wiarygodnie, ale także dziwne komputerowe lądowiska, lalkowate klony czy nienaturalnie błyszczące ściany w świątyni Jedi. Widać, gdzie użyto praktycznych efektów (Tantive) lub starano się połączyć różne techniki (Mustafar). Wygląda to wtedy naprawdę dobrze, często lepiej niż w nowych filmach. Nie można jednak wykluczyć wpływu Lucasa i prequeli na świat obrazów komputerowych, jednak szkoda że reżyser przesadnie zaufał CGI, skoro naprawdę sprawnie wychodziło mu posługiwanie się fizycznymi planami i scenografią. 

Dlaczego po pewnym czasie Zemsta Sithów traci w naszych oczach? Bo zdajemy sobie sprawę z błędów jej i całej trylogii. Po pewnym okresie opada efekt zauroczenia politycznym dramatem i efektownymi scenami akcji. Zaczynamy dokładniej przyglądać się poszczególnym elementom filmu i niestety wtedy rozumiemy, że Lucas miał pomysły, których realizacja nie zawsze szła mu dobrze, a które przez tyle czasu podziwialiśmy. Zupełnie przeciwny efekt jest przy Ostatnim Jedi. Początkowa obojętność, przynajmniej w moim przypadku, w pewnym momencie zamieniła się w spory entuzjazm w stosunku do każdego drobiazgu, do którego stworzenia włożono tyle wysiłku.

Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!