RECENZJA: Kanan


Na Kanana składa się dwanaście zeszytów - dwa wydania zbiorcze (The Last Padawan oraz First Blood). Całość to trzy przeplatające się historie . Jedna rozgrywa się w czasie Wojen klonów, druga zaraz po nich, a trzecia między odcinkami Rebeliantów. Czy warto przeczytać Kanana?

Jeżeli mam być szczery, to nie. Oczywiście Kanan to nie jest w żadnym wypadku zły komiks. Napisany jest sprawnie, a ja sam bawiłem się przy nim bardzo dobrze. Rysunki też dają radę - w komiksowej stylistyce udało się utrzymać zarówno postacie z filmów, jak i  Rebeliantów. Co jedna sprawia, że jeżeli nie przeczytacie Kanana, to niewiele stracicie?


Wydaje mi się, że historie, mimo że oddziałują na siebie, to w żaden sposób nie wpływają ani na całe uniwersum, ani także na głównego bohatera. Bo niby poznajemy jego wcześniejsze losy, postacie z nim związane, ale jednak czuć, że wszyscy ci nowi bohaterowie pozostaną wyłącznie w tym komiksie i jak już teraz wiemy, nie pojawiają się w innych przygodach Kanana. Wyjątkiem miał być Fenn Rau, którego możecie kojarzyć z serialu, jednak jego występ sprawia mocne wrażenie dodanego na siłę. Pojawia się nagle totalnie znikąd, widać go przez dwa kadry, a zaraz potem znika.

Mamy też małe występy innych znanych postaci, co oczywiście u mnie jest zawsze raczej na plus. Oprócz załogi Ducha, pojawia się Grievous - niestety chyba jeszcze bardziej żenujący niż dotychczas. Mamy też pewną znaną postać z książek, czym scenarzysta mi dosyć mocno zaimponował.


Na plus, jak już wspominałem, są rysunki i odwołania do innych źródeł. Nie można Kananowi również odmówić tego, że dobrze oddaje klimat Mrocznych Czasów z perspektywy Jedi. Przeczytanie go więc może być przyjemnym doświadczeniem przed Jedi: Fallen Order.
To mimo wszystko solidna opowieść, pozbawiona po prostu czegoś nowego i jednocześnie ciekawego.

Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!