O Mrocznym widmie

Wciąż wiele osób nie potrafi przyzwyczaić się do Mrocznego widma, wciąż rośnie także liczba fanatyków trylogii prequeli. Jeżeli miałbym zająć jakieś stanowisko wobec tego filmu, uważam że jest po najprzyjemniejszy z chronologicznie pierwszych trzech Epizodów.



Mroczne widmo to na pewno nie najlepszy film z sagi. Aktorzy grają bardzo niecharyzmatycznie, dialogi napisane są - cóż, jak w kolejnych filmach także - fatalnie. Ale jest coś, co sprawia, że ten film to Gwiezdne wojny, które kochamy.

To przede wszystkim ludzie odpowiedzialni za stworzenie tego dzieła. Wszyscy oni starali się, aby wyszło jak najlepiej. George Lucas, John Williams - ponownie z fantastyczną muzyką, Ben Burtt, czy ILM, jak zawsze odpowiedzialne za efekty specjalne.

W 1999 roku był to krok milowy, teraz mam wrażenie, że Epizod I starzeje się najgodniej ze wszystkich prequeli. CGI tak na prawdę jest bardzo dobre, tekstury są ładne, a komputerowi bohaterowie w realistyczny sposób wchodzą w interakcje z prawdziwymi aktorami.



Ciekawym przypadkiem jest też Jar Jar, który momentami jest wnerwiający, ale tak na prawdę czuć jego integralność z resztą tego  świata, jak i samego filmu. Oczywiście jest kilka nieśmiesznych scen z jego udziałem, ale oglądając film nie miałem wrażenia, że Jar Jar przeszkadza mi w jego odbiorze. To po prostu drugoplanowa postać komediowa, która zazwyczaj trzyma się gdzieś z boku.



Mroczne widmo także niesamowicie wpłynęło na sam świat Gwiezdnych wojen. Zostawiliśmy niezamieszkane światy, by zobaczyć na prawdę spory kawałek Galaktyki. Po raz pierwszy spotykamy większą liczbę rycerzy Jedi, nowych obcych i różne kultury, polityka nie ogranicza się do kilku kwestii jednej postaci, i choć nie każdemu to się spodobało, jednak dzięki kolejnym filmom elementy te stały się naturalnym poprzednikiem tych z Oryginalnej Trylogii.


Bez wątpienie ma to ogromne znaczenie także dla Expanded Universe, bo nawet w serialach, książkach, komiksach rozgrywających się w czasach walki z Imperium, pojawiają się nawiązania do produkcji o fabularnie najmniejszym znaczeniu z perspektywy sagi.

Ciężko powiedzieć, że Epizod I jest niedocenionym filmem. Krytycy przyjęli go raczej chłodnie, a stanowisko fanów, jak zawsze prawie, jest bardzo niejednoznaczne. Natomiast nie można Mrocznemu widmu odmówić tego, że to jednak są Gwiezdne wojny. George Lucas zadbał, aby pojawiły się w nim nawiązania do poprzednich produkcji - mamy Jabbę, jego świtę, Ludzi Pustyni, dewbacki. Klimatem film często przypomina Epizod IV, z którym jednak nie można go specjalnie porównywać.

W Ataku klonów tego już nie czuć, ale jednocześnie wiadomo, że film jest naturalnym sequelem Mrocznego widma, co jasno udowadnia, jak Epizod I rozszerzył nasz obraz Gwiezdnych wojen.

Bądź na bieżąco! Polub profil na FACEBOOKU!