Choć w świecie stworzonym przez Gwiezdne wony powstało na przestrzeni lat wiele różnych historii, to najchętniej zawsze wracamy do podstawowych Epizodów. Adaptacje pozwalają nam zrobić to w inny niż filmowy sposób - za pomocą książki.
Zacznę od kwestii wydawniczych, które Uroboros, jak przy okazji kwietniowej Phasmy, położył zupełnie (dobra, wiosną było jednak gorzej). Premiera przesunęła się z kwietnia na początek maja, później o dwa tygodnie, a ostatecznie książka wyszła w lipcu. Dodatkowo - w Ostatnim Jedi zabrakło konsultacji merytorycznej, więc co rusz pojawiają się takie babole jak: C-Trzy PO, krążownik Kalmaru, astromechanik i Przymierze, zamiast Sojuszu Rebeliantów. Na początku tego typu rzeczy mocno rażą, ale potem idzie przywyknąć. Miejmy nadzieję, że coś takiego miało miejsce po raz ostatni. Na plus można zaliczyć dołożoną do książki wkładkę ze zdjęciami, która za granicą dostępna jest wyłącznie w ecyji B&N. Miło, że wydawnictwo zadbało o to, abyśmy dostali pełny produkt.
Chyba największym problemem książki jest to, że powstała na podstawie wyłącznie scenariusza do filmu. Niby specjalnie negatywnych różnic nie ma, ale momentami zaburzona została filmowa dynamika. W niektórych scenach brakuje chwili na oddech, inne zaś za bardzo się ciągną. Wpływa to źle na postacie, które tracą swojego ducha i czasami wyłącznie recytują tutaj swoje kwestie, między którymi w filmie mamy na przykład ładne ujęcia. Jason Fry opisy musiał dodawać "na czuja", więc bardzo malownicza scena z Yodą, tutaj zajmuje zaledwie pół strony.
Najbardziej denerwowało mnie to, że wszystkie sceny z Finnem i Rose zostały przedstawione z perspektywy tej drugiej, przez co Finn wychodzi zazwyczaj na słabego głupka. Tego prawdziwego Finna widzimy tylko w momencie, gdy ciągnie półprzytomną Rose przez słone równiny Crait.
Oprócz Rose, która dla mnie w filmie wcale nie wypadła jakoś źle, nie podobało mi się tutaj również przedstawienie Luke'a. Sceny z nim oraz Rey trochę rozszerzono i to niestety o zupełnie niepotrzebne, niemiłe wypowiedzi Skywalkera, przez co stonowana w filmie zgredowatość, tutaj zostaje podniesiona do kwadratu.
I teraz najlepsze - adaptacja "Ostatniego Jedi" to na prawdę dobra książka! Mimo, że znamy historię a postacie wkurzają niemiłosiernie, to powieść czyta na prawdę bardzo przyjemnie!
Została sprawnie i lekko napisana, dzięki czemu czyta się ją dosyć szybko i chce się czytać dalej. Oprócz tego, dopowiedzianych zostaje kilka istotnych kwestii - w tym chyba najważniejsza - czyli rola jaką Snoke odegrał w powstaniu Najwyższego Porządku, co stanowi ostatni element układanki składającej się na historię wydarzeń, które miały miejsce między VI i VII Epizodem.
Opowieść filmowa została wzbogacona o dodatkowe sceny - między innymi symboliczny pogrzeb Hana Solo czy ostatnie pożegnanie Rose z Paige. Niby nic istotnego, ale fajnie zobaczyć coś, na co zabrakło czasu w kinie.
Adaptacje książkowe Star Wars to na pewno nie lektura obowiązkowa, ale jeśli lubicie film, to jego historię możecie sobie po prostu przeczytać, dla zwykłej przyjemności. Na koniec jeden fragment, który mam nadzieję Was trochę zaintryguje:
Alcida - Auka doszła w końcu do wniosku, że obowiązki nazleżały do praktyki duchowej Przybysza (...). Potem nie sprawiał jużwiększy problemów, choć nie można było powiedzieć tego samego o jedgo nieokrzesanej, niszczycielskiej uczennicy, którą przedstawił jako swoją siostrzenicę.
Chyba największym problemem książki jest to, że powstała na podstawie wyłącznie scenariusza do filmu. Niby specjalnie negatywnych różnic nie ma, ale momentami zaburzona została filmowa dynamika. W niektórych scenach brakuje chwili na oddech, inne zaś za bardzo się ciągną. Wpływa to źle na postacie, które tracą swojego ducha i czasami wyłącznie recytują tutaj swoje kwestie, między którymi w filmie mamy na przykład ładne ujęcia. Jason Fry opisy musiał dodawać "na czuja", więc bardzo malownicza scena z Yodą, tutaj zajmuje zaledwie pół strony.
Oprócz Rose, która dla mnie w filmie wcale nie wypadła jakoś źle, nie podobało mi się tutaj również przedstawienie Luke'a. Sceny z nim oraz Rey trochę rozszerzono i to niestety o zupełnie niepotrzebne, niemiłe wypowiedzi Skywalkera, przez co stonowana w filmie zgredowatość, tutaj zostaje podniesiona do kwadratu.
I teraz najlepsze - adaptacja "Ostatniego Jedi" to na prawdę dobra książka! Mimo, że znamy historię a postacie wkurzają niemiłosiernie, to powieść czyta na prawdę bardzo przyjemnie!
Została sprawnie i lekko napisana, dzięki czemu czyta się ją dosyć szybko i chce się czytać dalej. Oprócz tego, dopowiedzianych zostaje kilka istotnych kwestii - w tym chyba najważniejsza - czyli rola jaką Snoke odegrał w powstaniu Najwyższego Porządku, co stanowi ostatni element układanki składającej się na historię wydarzeń, które miały miejsce między VI i VII Epizodem.
Opowieść filmowa została wzbogacona o dodatkowe sceny - między innymi symboliczny pogrzeb Hana Solo czy ostatnie pożegnanie Rose z Paige. Niby nic istotnego, ale fajnie zobaczyć coś, na co zabrakło czasu w kinie.
Adaptacje książkowe Star Wars to na pewno nie lektura obowiązkowa, ale jeśli lubicie film, to jego historię możecie sobie po prostu przeczytać, dla zwykłej przyjemności. Na koniec jeden fragment, który mam nadzieję Was trochę zaintryguje: